Wpisy archiwalne w kategorii
100! seteczka!
Dystans całkowity: | 8613.83 km (w terenie 2487.10 km; 28.87%) |
Czas w ruchu: | 414:50 |
Średnia prędkość: | 20.52 km/h |
Maksymalna prędkość: | 65.75 km/h |
Suma podjazdów: | 20747 m |
Suma kalorii: | 178839 kcal |
Liczba aktywności: | 79 |
Średnio na aktywność: | 109.04 km i 5h 19m |
Więcej statystyk |
WMK + odstawienie rikszy do Habdzina...
- DST 103.12km
- VMAX 49.72km/h
- Temperatura 13.0°C
- Sprzęt Niuniek
- Aktywność Jazda na rowerze
czas jazdy: 6:30
na Masie jako Niańka, Zabezpieczenie, ściganie się z Songiem (to ten max speed :P) i inne takie rózne dziwne rzeczy :) po Masie odstawiliśmy ze Sparrem, Kapim, Drapkiem, Maćkiem i Skelerem rikszę do Habdzina... mielismy średnią tam odrobinkę powyżej 13 km/h, bi nie dośc że Masa, a jak Masa to avg bardzo niskie, to jeszcze jechaliśmy tam 10 km/h :/ zmarzłam strasznie! ale z Maćkiem narzuciliśmy tempo 30 km/h w drodze powrotnej, tak że po kilku minutach byłam już dość bardzo mocno rozgrzana :D i jeszcze nawiedziliśmy Drexa w Arkadii :P
na Masie jako Niańka, Zabezpieczenie, ściganie się z Songiem (to ten max speed :P) i inne takie rózne dziwne rzeczy :) po Masie odstawiliśmy ze Sparrem, Kapim, Drapkiem, Maćkiem i Skelerem rikszę do Habdzina... mielismy średnią tam odrobinkę powyżej 13 km/h, bi nie dośc że Masa, a jak Masa to avg bardzo niskie, to jeszcze jechaliśmy tam 10 km/h :/ zmarzłam strasznie! ale z Maćkiem narzuciliśmy tempo 30 km/h w drodze powrotnej, tak że po kilku minutach byłam już dość bardzo mocno rozgrzana :D i jeszcze nawiedziliśmy Drexa w Arkadii :P
trylion spraw
- DST 104.16km
- Czas 04:19
- VAVG 24.13km/h
- VMAX 55.79km/h
- Temperatura 30.0°C
- Sprzęt Niuniek
- Aktywność Jazda na rowerze
a miałam tylko pojechać z lapem do serwisu... ;] no więc pojechałam na gocław z Drexem, później nawiedziliśmy Woydzia w pracy. do domu zostawić lapa i dalej w drogę! cel - arkadia i załatwianie spraw Drexowych. później na przedmasówkę i całą bandą dalej znów w drogę :) odstawiliśmy z Czarnym, Woydziem, Lakianą, Midziem, Kapim, Sparrem i Drexem Savil na politechnikę. później na pocztę z Lakianą - odebrała siodełko :) później do Woydzia, musiał coś zabrać z domu. jeszcze później pod wola park (ja z drexem do domów na chwilkę - cała banda pod wola parkiem) - my po lampki i inne pierdoły, a oni do go sportu. później pod most gdański do parku, trochę się pobawić :PP do arkadii na lizaki i do centrum, Woydzio zostawił w pracy książki. na pola mokotowskie, gdzie każdy pojechał już w swoją drogę :)
Ciechanów uf uf uf!!! -> Warszawa!!!
- DST 103.03km
- Teren 6.00km
- Czas 04:13
- VAVG 24.43km/h
- VMAX 53.70km/h
- Temperatura 25.0°C
- Sprzęt Niuniek
- Aktywność Jazda na rowerze
A dlaczegoż to się nie doczekałam na hasło „jedziemy” ? :-) w pierwszym planie było mowa o powrocie między 16 a 17. O 16 dalej nie dostałam hasła od chłopaków z działki, ze się zbieramy. Także pożegnałam się z wujostwem i pojechałam na działki, zobaczyć co z tymi moimi kompanami :-) dojeżdżam, a Woydzio i Drex z przejedzenia, z gorąca i nie wiadomo jeszcze z czego niczego sobie odpoczywają :D ale wcale im się nie dziwiłam, dochodziła 17 a był taki skwar, że nie było mowy o wsiąściu na rower i jechaniu. Odczekaliśmy trochę do 17 i o 17 zaczęliśmy się zbierać. Ruszyliśmy o 17:15. Do Krubina nad stawy ledwo żywi jakoś się doczłapaliśmy, nie było mowy, o tym żeby jechać w tym słońcu.
Obraliśmy kierunek na Nasielsk przez Gołotczyznę, Sońsk, Gąsocin i inne. Ruch nie był duży, a asfalt czasem się nawet kończył :D
Było ciężko do Nasielska, ale mimo że km przybywało, im była późniejsza pora, tym było chłodniej, tym nam się lepiej jechało. Jeszcze w Ciechanowie niemal było zdecydowane, ze jedziemy do Nasielska i wsiadamy w pociąg do Warszawy, nie mieliśmy sił. Ale zanim dojechaliśmy do Nasielska, ożywiliśmy się, rozkręciliśmy i zdecydowaliśmy, ze po to mamy rowery, żeby na nich wracać :-)
Z Nasielska skierowaliśmy się na Dębe.
A później do Legionowa. Niestety tam Czarnemu kolano odmówiło posłuszeństwa i wsiadł do busa. A My w trójkę przez Legionowo, prosto do Mostu Gdańskiego. Przy Gdańskim Woydzio skierował się na Powiśle a My z Drexem do nas. Ja jeszcze miałam całkiem sporo sił, chciałam nawet dokręcać do 250 km z całej wycieczki, ale w samotności już mi się nie chciało – wszakże to było ok. 13 km, więc całkiem spory kawałek :-(
Wyjazd bardzo udany!!!!
Jeszcze będzie powtórka :D
Obraliśmy kierunek na Nasielsk przez Gołotczyznę, Sońsk, Gąsocin i inne. Ruch nie był duży, a asfalt czasem się nawet kończył :D
Było ciężko do Nasielska, ale mimo że km przybywało, im była późniejsza pora, tym było chłodniej, tym nam się lepiej jechało. Jeszcze w Ciechanowie niemal było zdecydowane, ze jedziemy do Nasielska i wsiadamy w pociąg do Warszawy, nie mieliśmy sił. Ale zanim dojechaliśmy do Nasielska, ożywiliśmy się, rozkręciliśmy i zdecydowaliśmy, ze po to mamy rowery, żeby na nich wracać :-)
Z Nasielska skierowaliśmy się na Dębe.
A później do Legionowa. Niestety tam Czarnemu kolano odmówiło posłuszeństwa i wsiadł do busa. A My w trójkę przez Legionowo, prosto do Mostu Gdańskiego. Przy Gdańskim Woydzio skierował się na Powiśle a My z Drexem do nas. Ja jeszcze miałam całkiem sporo sił, chciałam nawet dokręcać do 250 km z całej wycieczki, ale w samotności już mi się nie chciało – wszakże to było ok. 13 km, więc całkiem spory kawałek :-(
Wyjazd bardzo udany!!!!
Jeszcze będzie powtórka :D
Warszawa -> Ciechanów uf uf uf!!!
- DST 118.44km
- Teren 2.00km
- Czas 04:22
- VAVG 27.12km/h
- VMAX 55.29km/h
- Temperatura 30.0°C
- Sprzęt Niuniek
- Aktywność Jazda na rowerze
Wycieczka planowana już chyba od 3 miesięcy i o mały włos znów nie przełożona :-) <najpierw Drex złamał obojczyk, a na 4 dni przed wyjazdem znów zaliczył otb na kazurce, ale na szczęście skończyło się tylko zdartą skórą :P>
Także dnia pamiętnego, 4 czerwca w sobotę umówiliśmy się z Drexem, Woydziem i Czarnym. Cel – Ciechanów! Wszak to tylko setka, więc powinno obyć się bez problemów :-)
O godzinie 15 ruszyliśmy zwartą ekipą spod ratusza na bemowie. Ominęliśmy Warszawę kierując się przez radiową, estrady i dalej prosto do łomianek. Tradycyjnie rolniczą do Czosnowa. Tuż przed Czosnowem złapał nas Bam i zrobiliśmy wspólną przerwę w Czosnowie. Tu się muszę pochwalić – mimo żaru z nieba, do Czosnowa mieliśmy średnią troszkę ponad 28 km/h, co było całkiem ładnym osiągnięciem jak na hasło „nie zapierdalamy” :-)
Z Czosnowa na Nowy Dwór Mazowiecki i przez Modlin do Siódemki – niepotrzebnie zrobiliśmy tutaj kilka km naokoło, ale trudno :-)
Siódemką jechało się całkiem całkiem – ruch nie był duży, a my mieliśmy do własnej dyspozycji szerokie, asfaltowe pobocze. Ale niestety nie było tak pięknie jakbyśmy chcieli. Po 50 km zaczęło, co poniektórych, łapać zmęczenie. Gdzieś na stacji mieliśmy zrobić 5 min przerwy na szybką regenerację, ale wyszło o wiele więcej. Nogi zaczynały boleć, ciężko się oddychało z tego gorąca. No ale czas gonił i trzeba było ruszać….
Następny przystanek - Płońsk. Myślałam, że pójdzie lajtowo. Ale już rozumiem co miał na myśli rehabilitant jak usłyszał o mojej weekendowej wycieczce. Ręka, szyja, kręgosłup. Wszystko siadało po kolei. Nóżki w końcu zaczęły zapodawać całkiem nieźle, ale ból i drętwienie ręki powodowało, że myślałam tylko o tym :/
W Płońsku przerwa nad stawem i masaż. Było ciężko. A jeszcze kawal drogi przed nami…
Z Płońska ok. 30 km, powinno było pójść lajtowo, ale teren dość pagórkowaty ;] każdy z nas już na tym ostatnim odcinku miał kryzysy. Stawaliśmy na zdjęcia, na picie, na cokolwiek, żeby złapać oddech.
Ale też była jedna fajna górka, z której fajnie się zjechało :D drugi raz dzisiejszego dnia ponad 55 km/h :-)
W Ciechanowie nie pojechałam od razu do chłopaków na działkę, tylko do cioci. „oddam życie za prysznic!”. To był priorytet. Umyłam się, zjadłam, troszkę pogadałam i pojechałam na działeczkę do chłopaków, jak się też okazało, byli też rodzice Drexa i znajoma para jeszcze ;-)
Działeczka, zajebista! Ciechan w Ciechanowie wypity, inne piwka też :P po takiej jeździe się należało. A przed 3 nad ranem do cioci spaaaać :-)
Także dnia pamiętnego, 4 czerwca w sobotę umówiliśmy się z Drexem, Woydziem i Czarnym. Cel – Ciechanów! Wszak to tylko setka, więc powinno obyć się bez problemów :-)
O godzinie 15 ruszyliśmy zwartą ekipą spod ratusza na bemowie. Ominęliśmy Warszawę kierując się przez radiową, estrady i dalej prosto do łomianek. Tradycyjnie rolniczą do Czosnowa. Tuż przed Czosnowem złapał nas Bam i zrobiliśmy wspólną przerwę w Czosnowie. Tu się muszę pochwalić – mimo żaru z nieba, do Czosnowa mieliśmy średnią troszkę ponad 28 km/h, co było całkiem ładnym osiągnięciem jak na hasło „nie zapierdalamy” :-)
Z Czosnowa na Nowy Dwór Mazowiecki i przez Modlin do Siódemki – niepotrzebnie zrobiliśmy tutaj kilka km naokoło, ale trudno :-)
Siódemką jechało się całkiem całkiem – ruch nie był duży, a my mieliśmy do własnej dyspozycji szerokie, asfaltowe pobocze. Ale niestety nie było tak pięknie jakbyśmy chcieli. Po 50 km zaczęło, co poniektórych, łapać zmęczenie. Gdzieś na stacji mieliśmy zrobić 5 min przerwy na szybką regenerację, ale wyszło o wiele więcej. Nogi zaczynały boleć, ciężko się oddychało z tego gorąca. No ale czas gonił i trzeba było ruszać….
Następny przystanek - Płońsk. Myślałam, że pójdzie lajtowo. Ale już rozumiem co miał na myśli rehabilitant jak usłyszał o mojej weekendowej wycieczce. Ręka, szyja, kręgosłup. Wszystko siadało po kolei. Nóżki w końcu zaczęły zapodawać całkiem nieźle, ale ból i drętwienie ręki powodowało, że myślałam tylko o tym :/
W Płońsku przerwa nad stawem i masaż. Było ciężko. A jeszcze kawal drogi przed nami…
Z Płońska ok. 30 km, powinno było pójść lajtowo, ale teren dość pagórkowaty ;] każdy z nas już na tym ostatnim odcinku miał kryzysy. Stawaliśmy na zdjęcia, na picie, na cokolwiek, żeby złapać oddech.
Ale też była jedna fajna górka, z której fajnie się zjechało :D drugi raz dzisiejszego dnia ponad 55 km/h :-)
W Ciechanowie nie pojechałam od razu do chłopaków na działkę, tylko do cioci. „oddam życie za prysznic!”. To był priorytet. Umyłam się, zjadłam, troszkę pogadałam i pojechałam na działeczkę do chłopaków, jak się też okazało, byli też rodzice Drexa i znajoma para jeszcze ;-)
Działeczka, zajebista! Ciechan w Ciechanowie wypity, inne piwka też :P po takiej jeździe się należało. A przed 3 nad ranem do cioci spaaaać :-)
pokrętka po Wawie, Zegrze, Legionowo
- DST 100.76km
- Teren 5.00km
- Czas 04:22
- VAVG 23.07km/h
- VMAX 53.70km/h
- Temperatura 17.0°C
- Sprzęt Niuniek
- Aktywność Jazda na rowerze
tego w planach nie było :-) umówiłam się z Drexem na pewne załatwianie spraw - Pole M., żeby obgadać z Chrupkiem i Dexem sobotnią masę na autyzm, gdzie co i jak rozstawiać, później do arkadii, bo szanowny Pan Drex znów zapomniał z pracy kurteczki :P a potem z Chrupkiem i Drexem na piwko na Kopiec Powstania. Z Kopca na starówkę, pod krzyż i na metropolitana. no i to było takie lajtowe wszystko. o 21:30 miał ruszać NR nad Zegrze i Czarny mnie przekonał, a chciałam do domu! no i pojechaliśmy... tuż przed Nieporętem w Wojtkowej szosie poszła szprycha - tak tak, jakieś fatum krąży nad szosowymi szprychami ostatnio :( Wojtek zawrócił z jeszcze jedną dziewczyną, a my w 5-tkę pomknęliśmy dalej :) i cały czas się "modliliśmy" żeby burza nas nie dopadła... Z Zegrza pojechaliśmy przez Legionowo - żeby mieć awaryjnie autobus/pociąg, jakby lunęło. no i spadł deszcz a my wsiedliśmy w autobus i pojechaliśmy na Żerań. Z Żerania już wracałam rowerkiem z Mad Markiem, pokazał mi że można bezpiecznie przejechać Grota :D weeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee :-) nooo, a potem dychę dokręcałam jeżdżąc naokoło dość bardzo, żeby tę setkę mieć :-)
Czersk
- DST 100.44km
- Czas 04:19
- VAVG 23.27km/h
- VMAX 47.72km/h
- Temperatura 7.0°C
- Sprzęt Niuniek
- Aktywność Jazda na rowerze
Turniej w Czersku, Pogoda nas nie wystraszyła i w końcu zdecydowałam się pojechać :) na miejscu z za chmur wyszło piękne słońce! :-) droga powrotna była męczarnią, głupi wiatr :/ a w Warszawie przy Łazienkach dopadł nas Cygaro, dzięki któremu w sumie dokręciłam do setki. Woydzio na pl. 3 krzyży skręcił do domu, a my pojechaliśmy do arkadii na chwile do Czarnego i Drexa, a stamtąd każde w swoją stronę :)
p.s. gdy wychodziłam chwilę po 12, było 10 st. gry wróciłam o 23, 5 st. zima wraca?!?!?!?!?!?!?!
p.s. gdy wychodziłam chwilę po 12, było 10 st. gry wróciłam o 23, 5 st. zima wraca?!?!?!?!?!?!?!
Zegrze, Serock, NDM, Czosnów i WuWuA!!!!
- DST 140.19km
- Teren 2.00km
- Czas 05:35
- VAVG 25.11km/h
- VMAX 49.50km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt Niuniek
- Aktywność Jazda na rowerze
to był spontan. wyciągnęłam Woydzia na rower. umówiliśmy się 13:30 na metro. z W. przyjechał jeszcze Pchełas spotkany po drodze - odprowadził nas na Kondratowicza. a my z moim planem pognaliśmy przez Targówek, Bródno i inne do kanałku Żerańskiego, gdzie zaliczyliśmy ze 2 km po terenie - niestety W. na szosie, więc trzeba było na asfalt zjechać :) więc standardowo płochocińską kierowaliśmy się na Nieporęt (pieprzony, dziurawy asfalt!!!) a z Nieporętu na plażę w Zegrzu :)
Z Zegrza pokierowaliśmy się na Serock.
A z Serocka skręciliśmy w lewo – na trasę nr 62 z Serocka do NDMu. Jaki fajny asfalt! Nawet równy! I strasznie dużoooo wsi i mało samochodów :D
Kolejny przystanek: Pomiechówek. Kurdę, nawet spore to miasteczko :D
Z Pomiechówka już prosto do NDMu i do Czosnowa.
A z Czosnowa do Łomianek.
Między NDMem a Czosnowem Woydzio padał, w Łomiankach też padł :P a ja Go jeszcze odprowadziłam na Wojska Polskiego na imprezę, później pojechałam do Arkadii powkurzać Drexa i Czarnego :D potem przez Mokotów i Włochy naokoło do domu dokręcając do tak Łądnego wyniku. Nóżki zapodają!
Z Zegrza pokierowaliśmy się na Serock.
A z Serocka skręciliśmy w lewo – na trasę nr 62 z Serocka do NDMu. Jaki fajny asfalt! Nawet równy! I strasznie dużoooo wsi i mało samochodów :D
Kolejny przystanek: Pomiechówek. Kurdę, nawet spore to miasteczko :D
Z Pomiechówka już prosto do NDMu i do Czosnowa.
A z Czosnowa do Łomianek.
Między NDMem a Czosnowem Woydzio padał, w Łomiankach też padł :P a ja Go jeszcze odprowadziłam na Wojska Polskiego na imprezę, później pojechałam do Arkadii powkurzać Drexa i Czarnego :D potem przez Mokotów i Włochy naokoło do domu dokręcając do tak Łądnego wyniku. Nóżki zapodają!
Świder!
- DST 105.16km
- Teren 5.50km
- Czas 04:32
- VAVG 23.20km/h
- VMAX 38.15km/h
- Temperatura 15.0°C
- Sprzęt Niuniek
- Aktywność Jazda na rowerze
Umówiłam się z Czarnym i Woydziem na kręcenie, ale Woydzio jednak coś tam nam niedomóg czy co :P w każdym bądź razie, zbiórka 16:30 na metro. Wzięłam z sobą mapę okolic warszawy jak i w warszawy – następnym razem ciągnę pozostałe dwie – MPK i Kampinosu, bo jak pokazał wczorajszy dzień, może nam wpaść pomysł pokręcenie gdziekolwiek :)
Chwila namysłu i obraliśmy kierunek wschodni – dawno nas tam nie było, a przynajmniej mnie. Pojechaliśmy standardowo, wałem a potem jakąś równoległą drogą do torów, która to doprowadziła nas do samego Otwocka :D W Otwocku pognaliśmy nad Świder – chyba z pół godziny tam staliśmy i podziwialiśmy, fajne miejsce. Ładne. Takie na podumanie :D wieluu rowerzystów nas mijało i pozdrawiało, też miło :D niektórych to Czarny nawet kojarzył skądś tam :D ruszyliśmy wzdłuż Świdra do drogi numer 17, ale źle skręciliśmy i dojechaliśmy nie tam gdzie chcieliśmy – byśmy wracali tą samą drogą, którą przyjechaliśmy. Więc obczajanie mapy, Czarny nabył picie na stacji i powrót w drugą stronę :P Ruszyliśmy na Góraszką, Majdan i skręciliśmy w typową wieś! Przejeżdżaliśmy przez Izabelę i zaczęłam się zastanawiać czy jest gdzieś wieś Anna :D w każdym bądź razie jechaliśmy tymi wsiami, żeby przeciąć trasę na Mińsk i wjechać do Sulejówka. W Sulejówku pojechaliśmy na Rembertów, a potem Strażacką w stronę Warszawy :D Na Pradze stwierdziłam, ze jadąc prosto Solidarności do domu, to nawet do setki nie dobije, a co dopiero mówić o przebiciu wycieczki nad Zegrze, także więc pokręciliśmy przez Pragę, na rondo Żaba i Wisłę przejeżdżaliśmy Gdańskim. Przy Stadionie Polonii była niezła zabawa – zabawa w berka kiboli z policją :D:D dobry mecz musiał być, także spierda****śmy stamtąd jak tylko szybko było można :D Pod Arkadią dalej stwierdziłam, ze jadąc prosto Okopową i Górczewską, do setki nie dobiję. Także kierunek – Pola Mokotowskie! Tam rozstałam się z Czarnym i pojechałam Banacha i bitwy i wzdłuż Prymasa do domu :D oczywiście naokoło :D bo dojechałam do Górczewskiej, ale to nie było zamierzone, jakoś się zamyśliłam :D
Bardzo, bardzo udana wycieczka. Chwile słabości były, ale to wtedy jechałam za Czarnym i można było jechać. Jak na setkę, to była dość bajtowa. No i nie miało być jej w planie :D także jak na taki spontan spontan, było zacnie z kondycją! Jea!!! Jest siła, AVE SATAN!!!! :P
Chwila namysłu i obraliśmy kierunek wschodni – dawno nas tam nie było, a przynajmniej mnie. Pojechaliśmy standardowo, wałem a potem jakąś równoległą drogą do torów, która to doprowadziła nas do samego Otwocka :D W Otwocku pognaliśmy nad Świder – chyba z pół godziny tam staliśmy i podziwialiśmy, fajne miejsce. Ładne. Takie na podumanie :D wieluu rowerzystów nas mijało i pozdrawiało, też miło :D niektórych to Czarny nawet kojarzył skądś tam :D ruszyliśmy wzdłuż Świdra do drogi numer 17, ale źle skręciliśmy i dojechaliśmy nie tam gdzie chcieliśmy – byśmy wracali tą samą drogą, którą przyjechaliśmy. Więc obczajanie mapy, Czarny nabył picie na stacji i powrót w drugą stronę :P Ruszyliśmy na Góraszką, Majdan i skręciliśmy w typową wieś! Przejeżdżaliśmy przez Izabelę i zaczęłam się zastanawiać czy jest gdzieś wieś Anna :D w każdym bądź razie jechaliśmy tymi wsiami, żeby przeciąć trasę na Mińsk i wjechać do Sulejówka. W Sulejówku pojechaliśmy na Rembertów, a potem Strażacką w stronę Warszawy :D Na Pradze stwierdziłam, ze jadąc prosto Solidarności do domu, to nawet do setki nie dobije, a co dopiero mówić o przebiciu wycieczki nad Zegrze, także więc pokręciliśmy przez Pragę, na rondo Żaba i Wisłę przejeżdżaliśmy Gdańskim. Przy Stadionie Polonii była niezła zabawa – zabawa w berka kiboli z policją :D:D dobry mecz musiał być, także spierda****śmy stamtąd jak tylko szybko było można :D Pod Arkadią dalej stwierdziłam, ze jadąc prosto Okopową i Górczewską, do setki nie dobiję. Także kierunek – Pola Mokotowskie! Tam rozstałam się z Czarnym i pojechałam Banacha i bitwy i wzdłuż Prymasa do domu :D oczywiście naokoło :D bo dojechałam do Górczewskiej, ale to nie było zamierzone, jakoś się zamyśliłam :D
Bardzo, bardzo udana wycieczka. Chwile słabości były, ale to wtedy jechałam za Czarnym i można było jechać. Jak na setkę, to była dość bajtowa. No i nie miało być jej w planie :D także jak na taki spontan spontan, było zacnie z kondycją! Jea!!! Jest siła, AVE SATAN!!!! :P
Zegrze!
- DST 102.67km
- Czas 04:25
- VAVG 23.25km/h
- VMAX 41.65km/h
- Temperatura 2.0°C
- Sprzęt Niuniek
- Aktywność Jazda na rowerze
no więc zacznijmy od początku: wczoraj rzuciłam hasło: "a może Zegrze?" :-) przyjęło się bez żadnego NIE, tylko z TAK. tak więc 11:30 metro, stawili się ja, Drex, Woydzio, Oli i jeszcze jeden chłopak. ruszyliśmy, jechałoby się całkiem zajebiście, gdyby nie: wmoredwind, dziurawa nawierzchnia i milion aut na drodze na nieporęt. Nad Zegrzem przywitała mnie średnia 25,82. całkiem całkiem!!! jak na dystans 35 z czego minimum 15 pod wiatr, gdzie bez kitu momentami miałam serdecznie dość. W Zegrzu na pomoście słit focie i nie tylko słit i powrót. wracaliśmy przez marki, a skoro marki, to wstąpiliśmy do decathlonu. popatrzyliśmy - ja upatrzyłam dzwonek "I <3 my bike", Drex czerwone oponki do Biedrony :-) Oli kupił sobie kurteczkę cytrynkę. potem znów w drogę, kolega się odłączył na bankowcu, a my na żoliborz. kebab na broniewskiego/reymonta i pojechaliśmy odebrać na conrada Izę z treningu. dołączył do nas jeszcze Marcin z masy :-) Iza odebrana, dołączyła się do nas jeszcze dwójka znajomych Izy, jak się okazało, koleżanka jest znajomą moich znajomych, pozdrawiam! a "Niezła Korba" niech się weźmie za kręcenie :-) koleżanka odprowadzona do Janka, kolega tez się odłączył a my na pole mokotowskie, później prawie prościusieńko do domu :-)
momentami padałam na pysk, momentami siły się odnajdywały i w sumie gdyby nie brak czasu i inne współczynniki, można by było jeszcze naokoło do domu wracać. no ale cóż... :-) pierwsza setka i pierwsze Zegrze w tym roku zaliczone w doborowym towarzystwie!
momentami padałam na pysk, momentami siły się odnajdywały i w sumie gdyby nie brak czasu i inne współczynniki, można by było jeszcze naokoło do domu wracać. no ale cóż... :-) pierwsza setka i pierwsze Zegrze w tym roku zaliczone w doborowym towarzystwie!
MODLIN!!!
- DST 104.64km
- Teren 8.00km
- Czas 05:02
- VAVG 20.79km/h
- VMAX 49.97km/h
- Sprzęt Niuniek
- Aktywność Jazda na rowerze
Ojej! Ile się działo! Co za dzień!
No ale zacznijmy od początku. Umówiliśmy się o 9!!! (w niedzielę!!!) pod ratuszem na bemowie i ruszyliśmy w dłuuugą trasę do Modlina w 13 osób – 2 laski i 11 chłopa :P. Pogoda była cudna! Traską przez warszawę, wat i obok kampinosu wyskoczyliśmy na trasę 7 i jechaliśmy wzdłuż niej. Tuż przed skrętem na czosnów zaliczyliśmy pierwszy postój – wszakże mieliśmy spory zapas czasu do spotkania z przewodniczką w modlinie :-) w czosnowie czekał na nas Czarny, tam też zatrzymaliśmy się w wiadomym miejscu na krotki postój w celu… zmoczenia pewnych części ciał w fontannie i znów w długą do modlina. W modlinie byliśmy dużo przed czasem co skutkowało postojem i odpoczynkiem. Średnia z jaką tam dotarliśmy – jestem z siebie dumna! 26,20 km/h to ładny wynik, zwłaszcza że to akurat ja zapodawałam tempo… :P nikt się nie skarżył!
Modlin jak to Modlin – byłam nie raz, ale z przewodniczką nigdy. Warto było, naprawdę! Pani przewodnik też poruszała się na rowerze, co znacznie ułatwiało nam poruszanie się po twierdzy, teoretycznie prawie wszędzie gdzie dziś byliśmy – już byłam, ale niejednokrotnie tam jeszcze wrócę. Oglądaliśmy spichlerz z tarasu w miejscu gdzie narew wpada do wisły, byliśmy oczywiście jak zwykle u Piętki, oglądaliśmy bramę ostrołęcka, redutę Napoleona, prochownie, działobitnie, piekarnię, koszary a nawet byliśmy na wieży tatarskiej! Ehh, szkoda słów a słowa i tak nie oddadzą tego wszystkiego. A szkoda ;P w twierdzy też zaliczyliśmy postój na przerwę śniadaniowo-obiadową :D oczywiście ze złocistymi napojami i wylewaniem na siebie wody – trochę gorąco było.
[
Z modlina wyruszyliśmy chyba ok. 16-17 (nie wiem o której, szczęśliwi czasu nie liczą) bo widać było że nadciąga burza. W drodze powrotnej zaliczyliśmy dość długi postój znów w czosnowie przy fontannie. Sporo focenia, śmiechów i moczenia się w fontannie :D
ale już słychać było grzmoty, także ruszyliśmy dalej w kierunku warszawy. Anna, czyli ja, rzuciła pomysł pojechania po drodze nad jeziorko dziekanowskie – dużo luda, a sprytna anna zgubiła „klin/zaczep” czy jak to się nazywa, który mocuje do klocka hamulcowego tę gumę, która ociera o obręcz, także musiała użyć w zastępstwie fragmentu kolczyka… prowizorka wytrzymała jazdę do domu w dość ciężkich warunkach, więc chyba tak zostanie :D
no więc po szybkiej naprawie ruszyliśmy dalej. W łomiankach minął nas Maciej K. z NRa… a 5 min po naszym spotkaniu zaczęło padać, więc widząc co się dzieje za 100m schowaliśmy się pod daszkiem… jak lunęło… z gradem… nie wiem ile tam staliśmy, ale burzę trzeba było przeczekać. W pewnym momencie przestało padać i ruszyliśmy dalej… na marymonckiej widać było efekty burzy… drzewa, gałęzie na ulicach, miejsca gdzie woda sięgała do połowy korby… ale dzielnie mknęliśmy dalej, bo… grzmiało znów a miejsca na schowanie się brak :( i znów zaczęło padać, już lajtowiej niż w łomiankach, ale znów padało. I nie dość że z góry, to i z dołu. Niestety od łomianek ulice wyglądały jakby spadło miliony litrów wody z nieba i jechało się w koleinach i pod dziurach pełnych wody :( na szczęście schowaliśmy się na chwilę na stacji metra słodowiec żeby odetchnąć i trochę się osuszyć. Część ekipy zgubiła się nam gdzieś na marymonckiej, a część od stacji metra pojechała do domu. Ale niestety, albo i stety, pewnej grupce mimo przemoczonych wszystkich ciuchów, butów, zimna i w ogóle, postanowiła jechać dalej :D pod krzyż! No więc pojechaliśmy. Dużo śmiechu – jak zwykle.
Teraz dla odmiany część ekipy, co pojechała pod krzyż, zachciało się jeść. Także pojechaliśmy na kebab na jerozolimskie. Tam po skonsumowaniu czegoś ciepłego, anna stwierdziła, ze w prostej linii do domu nie uzbiera 14 km aby dobić do setki. Także znów padł pomysł – jedziemy naokoło! No więc anna, drex i iza pojechali naokoło. Na królewskiej zauważyliśmy wojskowe pojazdy, więc pofociliśmy sobie przy nich.
Później pod arkadię i stamtąd na bemowo/wolę – górce. Izce brakowało troszke więcej niż mi i drexowi do setki, to jeszcze zaliczyliśmy rundkę po górcach i wstąpiliśmy do nocnego ;] a stamtąd do domciu!
Wyjazd przezajebisty. Czuję się po tej setce, jakbym zrobiła marne 20 km w emeryckim tempie. Samo zapieprzanie do modlina! Ach i och. Wyjeżdżając z twierdzy, nasze avg spadło z tych 26,20 do jakiś 20 z groszami, w sumie nie podgoniliśmy w drodze powrotnej – no ale cóż, warunki pogodowe bardzo nam nie pomagały.
Strat w ludziach i sprzęcie chyba nie zgłoszono, więc tym bardziej wyjazd na „+”!!!!!! :D
No ale zacznijmy od początku. Umówiliśmy się o 9!!! (w niedzielę!!!) pod ratuszem na bemowie i ruszyliśmy w dłuuugą trasę do Modlina w 13 osób – 2 laski i 11 chłopa :P. Pogoda była cudna! Traską przez warszawę, wat i obok kampinosu wyskoczyliśmy na trasę 7 i jechaliśmy wzdłuż niej. Tuż przed skrętem na czosnów zaliczyliśmy pierwszy postój – wszakże mieliśmy spory zapas czasu do spotkania z przewodniczką w modlinie :-) w czosnowie czekał na nas Czarny, tam też zatrzymaliśmy się w wiadomym miejscu na krotki postój w celu… zmoczenia pewnych części ciał w fontannie i znów w długą do modlina. W modlinie byliśmy dużo przed czasem co skutkowało postojem i odpoczynkiem. Średnia z jaką tam dotarliśmy – jestem z siebie dumna! 26,20 km/h to ładny wynik, zwłaszcza że to akurat ja zapodawałam tempo… :P nikt się nie skarżył!
Modlin jak to Modlin – byłam nie raz, ale z przewodniczką nigdy. Warto było, naprawdę! Pani przewodnik też poruszała się na rowerze, co znacznie ułatwiało nam poruszanie się po twierdzy, teoretycznie prawie wszędzie gdzie dziś byliśmy – już byłam, ale niejednokrotnie tam jeszcze wrócę. Oglądaliśmy spichlerz z tarasu w miejscu gdzie narew wpada do wisły, byliśmy oczywiście jak zwykle u Piętki, oglądaliśmy bramę ostrołęcka, redutę Napoleona, prochownie, działobitnie, piekarnię, koszary a nawet byliśmy na wieży tatarskiej! Ehh, szkoda słów a słowa i tak nie oddadzą tego wszystkiego. A szkoda ;P w twierdzy też zaliczyliśmy postój na przerwę śniadaniowo-obiadową :D oczywiście ze złocistymi napojami i wylewaniem na siebie wody – trochę gorąco było.
[
Z modlina wyruszyliśmy chyba ok. 16-17 (nie wiem o której, szczęśliwi czasu nie liczą) bo widać było że nadciąga burza. W drodze powrotnej zaliczyliśmy dość długi postój znów w czosnowie przy fontannie. Sporo focenia, śmiechów i moczenia się w fontannie :D
ale już słychać było grzmoty, także ruszyliśmy dalej w kierunku warszawy. Anna, czyli ja, rzuciła pomysł pojechania po drodze nad jeziorko dziekanowskie – dużo luda, a sprytna anna zgubiła „klin/zaczep” czy jak to się nazywa, który mocuje do klocka hamulcowego tę gumę, która ociera o obręcz, także musiała użyć w zastępstwie fragmentu kolczyka… prowizorka wytrzymała jazdę do domu w dość ciężkich warunkach, więc chyba tak zostanie :D
no więc po szybkiej naprawie ruszyliśmy dalej. W łomiankach minął nas Maciej K. z NRa… a 5 min po naszym spotkaniu zaczęło padać, więc widząc co się dzieje za 100m schowaliśmy się pod daszkiem… jak lunęło… z gradem… nie wiem ile tam staliśmy, ale burzę trzeba było przeczekać. W pewnym momencie przestało padać i ruszyliśmy dalej… na marymonckiej widać było efekty burzy… drzewa, gałęzie na ulicach, miejsca gdzie woda sięgała do połowy korby… ale dzielnie mknęliśmy dalej, bo… grzmiało znów a miejsca na schowanie się brak :( i znów zaczęło padać, już lajtowiej niż w łomiankach, ale znów padało. I nie dość że z góry, to i z dołu. Niestety od łomianek ulice wyglądały jakby spadło miliony litrów wody z nieba i jechało się w koleinach i pod dziurach pełnych wody :( na szczęście schowaliśmy się na chwilę na stacji metra słodowiec żeby odetchnąć i trochę się osuszyć. Część ekipy zgubiła się nam gdzieś na marymonckiej, a część od stacji metra pojechała do domu. Ale niestety, albo i stety, pewnej grupce mimo przemoczonych wszystkich ciuchów, butów, zimna i w ogóle, postanowiła jechać dalej :D pod krzyż! No więc pojechaliśmy. Dużo śmiechu – jak zwykle.
Teraz dla odmiany część ekipy, co pojechała pod krzyż, zachciało się jeść. Także pojechaliśmy na kebab na jerozolimskie. Tam po skonsumowaniu czegoś ciepłego, anna stwierdziła, ze w prostej linii do domu nie uzbiera 14 km aby dobić do setki. Także znów padł pomysł – jedziemy naokoło! No więc anna, drex i iza pojechali naokoło. Na królewskiej zauważyliśmy wojskowe pojazdy, więc pofociliśmy sobie przy nich.
Później pod arkadię i stamtąd na bemowo/wolę – górce. Izce brakowało troszke więcej niż mi i drexowi do setki, to jeszcze zaliczyliśmy rundkę po górcach i wstąpiliśmy do nocnego ;] a stamtąd do domciu!
Wyjazd przezajebisty. Czuję się po tej setce, jakbym zrobiła marne 20 km w emeryckim tempie. Samo zapieprzanie do modlina! Ach i och. Wyjeżdżając z twierdzy, nasze avg spadło z tych 26,20 do jakiś 20 z groszami, w sumie nie podgoniliśmy w drodze powrotnej – no ale cóż, warunki pogodowe bardzo nam nie pomagały.
Strat w ludziach i sprzęcie chyba nie zgłoszono, więc tym bardziej wyjazd na „+”!!!!!! :D