Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2010
Dystans całkowity: | 332.97 km (w terenie 8.00 km; 2.40%) |
Czas w ruchu: | 10:58 |
Średnia prędkość: | 20.64 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.05 km/h |
Liczba aktywności: | 7 |
Średnio na aktywność: | 47.57 km i 2h 11m |
Więcej statystyk |
Masa i piwkoooooooooooo :)
- DST 44.54km
- VMAX 56.05km/h
- Sprzęt Niuniek
- Aktywność Jazda na rowerze
czas jazdy: 2:47
no więc zerwałam się z nadgodzin w pracy i popędziłam gonić masę :-) tak popędziłam, że jeszcze na nich czekałam ;]
no i spotkałam wiele dawno nie widzianych osób! dzięki Michaś za towarzystwo :D
wogóle masa towarzysko fajnie wypadła, bo ile ja się dziś "cześć" nagadałam! i z iloma osobami gadałam :D ach i och :-)
po masie pojechaliśmy całą bandą nad wisłe na piwko: Marcin, Marcin, Iza, Drex, Woydzio i ja :-)
po piwku odprowadziliśmy z Marcinem Izę i jeszcze podjechaliśmy z Marcinem na piwko kolejne do naszego parku na osiedlu :D za 5 godz wstaję do pracy, no ale cóż :D
no więc zerwałam się z nadgodzin w pracy i popędziłam gonić masę :-) tak popędziłam, że jeszcze na nich czekałam ;]
no i spotkałam wiele dawno nie widzianych osób! dzięki Michaś za towarzystwo :D
wogóle masa towarzysko fajnie wypadła, bo ile ja się dziś "cześć" nagadałam! i z iloma osobami gadałam :D ach i och :-)
po masie pojechaliśmy całą bandą nad wisłe na piwko: Marcin, Marcin, Iza, Drex, Woydzio i ja :-)
po piwku odprowadziliśmy z Marcinem Izę i jeszcze podjechaliśmy z Marcinem na piwko kolejne do naszego parku na osiedlu :D za 5 godz wstaję do pracy, no ale cóż :D
NR+
- DST 40.17km
- Czas 01:58
- VAVG 20.43km/h
- VMAX 42.04km/h
- Sprzęt Niuniek
- Aktywność Jazda na rowerze
takie kręcenie o tematyce kszysza, a później złote trunki z Marcinem u nas na osiedlu :-)
a energia mnie dziś rozpierała :D
a ten w mordewind!
a energia mnie dziś rozpierała :D
a ten w mordewind!
Wtorek, 17 sierpnia 2010
wieczorne kręcenie...
- DST 27.22km
- Czas 01:19
- VAVG 20.67km/h
- VMAX 37.09km/h
- Sprzęt Niuniek
- Aktywność Jazda na rowerze
... w celu skonsumowania złocistych napoi ;]
MODLIN!!!
- DST 104.64km
- Teren 8.00km
- Czas 05:02
- VAVG 20.79km/h
- VMAX 49.97km/h
- Sprzęt Niuniek
- Aktywność Jazda na rowerze
Ojej! Ile się działo! Co za dzień!
No ale zacznijmy od początku. Umówiliśmy się o 9!!! (w niedzielę!!!) pod ratuszem na bemowie i ruszyliśmy w dłuuugą trasę do Modlina w 13 osób – 2 laski i 11 chłopa :P. Pogoda była cudna! Traską przez warszawę, wat i obok kampinosu wyskoczyliśmy na trasę 7 i jechaliśmy wzdłuż niej. Tuż przed skrętem na czosnów zaliczyliśmy pierwszy postój – wszakże mieliśmy spory zapas czasu do spotkania z przewodniczką w modlinie :-) w czosnowie czekał na nas Czarny, tam też zatrzymaliśmy się w wiadomym miejscu na krotki postój w celu… zmoczenia pewnych części ciał w fontannie i znów w długą do modlina. W modlinie byliśmy dużo przed czasem co skutkowało postojem i odpoczynkiem. Średnia z jaką tam dotarliśmy – jestem z siebie dumna! 26,20 km/h to ładny wynik, zwłaszcza że to akurat ja zapodawałam tempo… :P nikt się nie skarżył!
Modlin jak to Modlin – byłam nie raz, ale z przewodniczką nigdy. Warto było, naprawdę! Pani przewodnik też poruszała się na rowerze, co znacznie ułatwiało nam poruszanie się po twierdzy, teoretycznie prawie wszędzie gdzie dziś byliśmy – już byłam, ale niejednokrotnie tam jeszcze wrócę. Oglądaliśmy spichlerz z tarasu w miejscu gdzie narew wpada do wisły, byliśmy oczywiście jak zwykle u Piętki, oglądaliśmy bramę ostrołęcka, redutę Napoleona, prochownie, działobitnie, piekarnię, koszary a nawet byliśmy na wieży tatarskiej! Ehh, szkoda słów a słowa i tak nie oddadzą tego wszystkiego. A szkoda ;P w twierdzy też zaliczyliśmy postój na przerwę śniadaniowo-obiadową :D oczywiście ze złocistymi napojami i wylewaniem na siebie wody – trochę gorąco było.
[
Z modlina wyruszyliśmy chyba ok. 16-17 (nie wiem o której, szczęśliwi czasu nie liczą) bo widać było że nadciąga burza. W drodze powrotnej zaliczyliśmy dość długi postój znów w czosnowie przy fontannie. Sporo focenia, śmiechów i moczenia się w fontannie :D
ale już słychać było grzmoty, także ruszyliśmy dalej w kierunku warszawy. Anna, czyli ja, rzuciła pomysł pojechania po drodze nad jeziorko dziekanowskie – dużo luda, a sprytna anna zgubiła „klin/zaczep” czy jak to się nazywa, który mocuje do klocka hamulcowego tę gumę, która ociera o obręcz, także musiała użyć w zastępstwie fragmentu kolczyka… prowizorka wytrzymała jazdę do domu w dość ciężkich warunkach, więc chyba tak zostanie :D
no więc po szybkiej naprawie ruszyliśmy dalej. W łomiankach minął nas Maciej K. z NRa… a 5 min po naszym spotkaniu zaczęło padać, więc widząc co się dzieje za 100m schowaliśmy się pod daszkiem… jak lunęło… z gradem… nie wiem ile tam staliśmy, ale burzę trzeba było przeczekać. W pewnym momencie przestało padać i ruszyliśmy dalej… na marymonckiej widać było efekty burzy… drzewa, gałęzie na ulicach, miejsca gdzie woda sięgała do połowy korby… ale dzielnie mknęliśmy dalej, bo… grzmiało znów a miejsca na schowanie się brak :( i znów zaczęło padać, już lajtowiej niż w łomiankach, ale znów padało. I nie dość że z góry, to i z dołu. Niestety od łomianek ulice wyglądały jakby spadło miliony litrów wody z nieba i jechało się w koleinach i pod dziurach pełnych wody :( na szczęście schowaliśmy się na chwilę na stacji metra słodowiec żeby odetchnąć i trochę się osuszyć. Część ekipy zgubiła się nam gdzieś na marymonckiej, a część od stacji metra pojechała do domu. Ale niestety, albo i stety, pewnej grupce mimo przemoczonych wszystkich ciuchów, butów, zimna i w ogóle, postanowiła jechać dalej :D pod krzyż! No więc pojechaliśmy. Dużo śmiechu – jak zwykle.
Teraz dla odmiany część ekipy, co pojechała pod krzyż, zachciało się jeść. Także pojechaliśmy na kebab na jerozolimskie. Tam po skonsumowaniu czegoś ciepłego, anna stwierdziła, ze w prostej linii do domu nie uzbiera 14 km aby dobić do setki. Także znów padł pomysł – jedziemy naokoło! No więc anna, drex i iza pojechali naokoło. Na królewskiej zauważyliśmy wojskowe pojazdy, więc pofociliśmy sobie przy nich.
Później pod arkadię i stamtąd na bemowo/wolę – górce. Izce brakowało troszke więcej niż mi i drexowi do setki, to jeszcze zaliczyliśmy rundkę po górcach i wstąpiliśmy do nocnego ;] a stamtąd do domciu!
Wyjazd przezajebisty. Czuję się po tej setce, jakbym zrobiła marne 20 km w emeryckim tempie. Samo zapieprzanie do modlina! Ach i och. Wyjeżdżając z twierdzy, nasze avg spadło z tych 26,20 do jakiś 20 z groszami, w sumie nie podgoniliśmy w drodze powrotnej – no ale cóż, warunki pogodowe bardzo nam nie pomagały.
Strat w ludziach i sprzęcie chyba nie zgłoszono, więc tym bardziej wyjazd na „+”!!!!!! :D
No ale zacznijmy od początku. Umówiliśmy się o 9!!! (w niedzielę!!!) pod ratuszem na bemowie i ruszyliśmy w dłuuugą trasę do Modlina w 13 osób – 2 laski i 11 chłopa :P. Pogoda była cudna! Traską przez warszawę, wat i obok kampinosu wyskoczyliśmy na trasę 7 i jechaliśmy wzdłuż niej. Tuż przed skrętem na czosnów zaliczyliśmy pierwszy postój – wszakże mieliśmy spory zapas czasu do spotkania z przewodniczką w modlinie :-) w czosnowie czekał na nas Czarny, tam też zatrzymaliśmy się w wiadomym miejscu na krotki postój w celu… zmoczenia pewnych części ciał w fontannie i znów w długą do modlina. W modlinie byliśmy dużo przed czasem co skutkowało postojem i odpoczynkiem. Średnia z jaką tam dotarliśmy – jestem z siebie dumna! 26,20 km/h to ładny wynik, zwłaszcza że to akurat ja zapodawałam tempo… :P nikt się nie skarżył!
Modlin jak to Modlin – byłam nie raz, ale z przewodniczką nigdy. Warto było, naprawdę! Pani przewodnik też poruszała się na rowerze, co znacznie ułatwiało nam poruszanie się po twierdzy, teoretycznie prawie wszędzie gdzie dziś byliśmy – już byłam, ale niejednokrotnie tam jeszcze wrócę. Oglądaliśmy spichlerz z tarasu w miejscu gdzie narew wpada do wisły, byliśmy oczywiście jak zwykle u Piętki, oglądaliśmy bramę ostrołęcka, redutę Napoleona, prochownie, działobitnie, piekarnię, koszary a nawet byliśmy na wieży tatarskiej! Ehh, szkoda słów a słowa i tak nie oddadzą tego wszystkiego. A szkoda ;P w twierdzy też zaliczyliśmy postój na przerwę śniadaniowo-obiadową :D oczywiście ze złocistymi napojami i wylewaniem na siebie wody – trochę gorąco było.
[
Z modlina wyruszyliśmy chyba ok. 16-17 (nie wiem o której, szczęśliwi czasu nie liczą) bo widać było że nadciąga burza. W drodze powrotnej zaliczyliśmy dość długi postój znów w czosnowie przy fontannie. Sporo focenia, śmiechów i moczenia się w fontannie :D
ale już słychać było grzmoty, także ruszyliśmy dalej w kierunku warszawy. Anna, czyli ja, rzuciła pomysł pojechania po drodze nad jeziorko dziekanowskie – dużo luda, a sprytna anna zgubiła „klin/zaczep” czy jak to się nazywa, który mocuje do klocka hamulcowego tę gumę, która ociera o obręcz, także musiała użyć w zastępstwie fragmentu kolczyka… prowizorka wytrzymała jazdę do domu w dość ciężkich warunkach, więc chyba tak zostanie :D
no więc po szybkiej naprawie ruszyliśmy dalej. W łomiankach minął nas Maciej K. z NRa… a 5 min po naszym spotkaniu zaczęło padać, więc widząc co się dzieje za 100m schowaliśmy się pod daszkiem… jak lunęło… z gradem… nie wiem ile tam staliśmy, ale burzę trzeba było przeczekać. W pewnym momencie przestało padać i ruszyliśmy dalej… na marymonckiej widać było efekty burzy… drzewa, gałęzie na ulicach, miejsca gdzie woda sięgała do połowy korby… ale dzielnie mknęliśmy dalej, bo… grzmiało znów a miejsca na schowanie się brak :( i znów zaczęło padać, już lajtowiej niż w łomiankach, ale znów padało. I nie dość że z góry, to i z dołu. Niestety od łomianek ulice wyglądały jakby spadło miliony litrów wody z nieba i jechało się w koleinach i pod dziurach pełnych wody :( na szczęście schowaliśmy się na chwilę na stacji metra słodowiec żeby odetchnąć i trochę się osuszyć. Część ekipy zgubiła się nam gdzieś na marymonckiej, a część od stacji metra pojechała do domu. Ale niestety, albo i stety, pewnej grupce mimo przemoczonych wszystkich ciuchów, butów, zimna i w ogóle, postanowiła jechać dalej :D pod krzyż! No więc pojechaliśmy. Dużo śmiechu – jak zwykle.
Teraz dla odmiany część ekipy, co pojechała pod krzyż, zachciało się jeść. Także pojechaliśmy na kebab na jerozolimskie. Tam po skonsumowaniu czegoś ciepłego, anna stwierdziła, ze w prostej linii do domu nie uzbiera 14 km aby dobić do setki. Także znów padł pomysł – jedziemy naokoło! No więc anna, drex i iza pojechali naokoło. Na królewskiej zauważyliśmy wojskowe pojazdy, więc pofociliśmy sobie przy nich.
Później pod arkadię i stamtąd na bemowo/wolę – górce. Izce brakowało troszke więcej niż mi i drexowi do setki, to jeszcze zaliczyliśmy rundkę po górcach i wstąpiliśmy do nocnego ;] a stamtąd do domciu!
Wyjazd przezajebisty. Czuję się po tej setce, jakbym zrobiła marne 20 km w emeryckim tempie. Samo zapieprzanie do modlina! Ach i och. Wyjeżdżając z twierdzy, nasze avg spadło z tych 26,20 do jakiś 20 z groszami, w sumie nie podgoniliśmy w drodze powrotnej – no ale cóż, warunki pogodowe bardzo nam nie pomagały.
Strat w ludziach i sprzęcie chyba nie zgłoszono, więc tym bardziej wyjazd na „+”!!!!!! :D
Piątek, 13 sierpnia 2010
centrowanie kółek.... u Samolota ;]
- DST 21.54km
- Czas 01:01
- VAVG 21.19km/h
- VMAX 42.43km/h
- Sprzęt Niuniek
- Aktywność Jazda na rowerze
chyba powinnam założyć oddzielny znacznik "do Samolota" :D
spotkałam się z Marcinem zaraz po tym, jak przestało lać, i pojechaliśmy na 1 sierpnia. Sąsiad Marcin miał do centrowania 2 kółeczka....
hmmm.... zeszło się dość sporo czasu, w międzyczasie podeszliśmy do sklepu z Marcinem po złociste napoje... ;] i dalej przy piwku gadaliśmy i gadaliśmy i śmialiśmy i śmialiśmy się... ;-P
do domu jak zwykle Marcin mnie nie odwiózł :P tym razem pognał do znajomej gdzieś na mokotów, a ja grzecznie i samotnie, i wcale nie najkrótszą drogą wróciłam do domu :-)
spotkałam się z Marcinem zaraz po tym, jak przestało lać, i pojechaliśmy na 1 sierpnia. Sąsiad Marcin miał do centrowania 2 kółeczka....
hmmm.... zeszło się dość sporo czasu, w międzyczasie podeszliśmy do sklepu z Marcinem po złociste napoje... ;] i dalej przy piwku gadaliśmy i gadaliśmy i śmialiśmy i śmialiśmy się... ;-P
do domu jak zwykle Marcin mnie nie odwiózł :P tym razem pognał do znajomej gdzieś na mokotów, a ja grzecznie i samotnie, i wcale nie najkrótszą drogą wróciłam do domu :-)
Czwartek, 12 sierpnia 2010
spacerek.
- DST 32.81km
- Czas 01:38
- VAVG 20.09km/h
- VMAX 49.97km/h
- Sprzęt Niuniek
- Aktywność Jazda na rowerze
pod metro spotkać się z Drexem i Czarnym, później podjechaliśmy pod kszysz :P <taaak, tam zawsze coś się dzieje :D>
na bulwary nad wisłę posiedzieć (wstępując do sklepu) i pogadać.
Czarny pojechał do domu, a my z Drexem na żoli dać całusa takiemu Jednemu <ja dać całusa takiemu Jednemu :P nie my ani nie Drex :P>.
na metro centrum na hot dogi za złotówkę.
dołączył do nas jeszcze Marcin - mój sąsiad i pojechaliśmy wszyscy na wolę. bo my wszyscy prawie jak sąsiedzi :D
na bulwary nad wisłę posiedzieć (wstępując do sklepu) i pogadać.
Czarny pojechał do domu, a my z Drexem na żoli dać całusa takiemu Jednemu <ja dać całusa takiemu Jednemu :P nie my ani nie Drex :P>.
na metro centrum na hot dogi za złotówkę.
dołączył do nas jeszcze Marcin - mój sąsiad i pojechaliśmy wszyscy na wolę. bo my wszyscy prawie jak sąsiedzi :D
masa powstańcza, spacer po starówce i ... :-)
- DST 62.05km
- VMAX 43.65km/h
- Sprzęt Niuniek
- Aktywność Jazda na rowerze
czas jazdy: 4:44
1. pojechać pod muzeum odebrać powstańczą koszulkę (koszulki :P).
2. podjechać na starówkę, spotkać się z moim R.!, pospacerować, pofocić (stąd też taka niska średnia...).
3. pojechać pod muzeum. Woydzio wyrwał blok z buta, więc skoczyliśmy do ski teamu kupić nowe buty i bloki.
4. podjechać pod muzeum.
5. masa powstańcza 2010 (stąd też taka niska średnia...).
6. po masie pojechaliśmy z L@wyerem do L@wyera. złote trunki...
7. dołączył do nas Woydzio z Czajnikiem.
8. kilka minut po 23 ruszyliśmy pod kolumnę zygmunta... zahaczając o krzyż :D takiego ubawu nie miałam od wieków :D istna sielanka, zabawa, śmiechy, chichy i atmosfera imprezy :D
9. kolumna zygmunta. czekaliśmy na masowiczów nocnych z Woydziem i Czajnikiem.
10. masa ruszyła - oczywiście zahaczając o krzyż :D
11. udaliśmy się w kierunku woli, ja do domu, a masowicze dalej.... :-)
niestety mięśnie w łydkach dawały sie czasem dać we znaki... :/ ale ich ból przechodził...
1. pojechać pod muzeum odebrać powstańczą koszulkę (koszulki :P).
2. podjechać na starówkę, spotkać się z moim R.!, pospacerować, pofocić (stąd też taka niska średnia...).
3. pojechać pod muzeum. Woydzio wyrwał blok z buta, więc skoczyliśmy do ski teamu kupić nowe buty i bloki.
4. podjechać pod muzeum.
5. masa powstańcza 2010 (stąd też taka niska średnia...).
6. po masie pojechaliśmy z L@wyerem do L@wyera. złote trunki...
7. dołączył do nas Woydzio z Czajnikiem.
8. kilka minut po 23 ruszyliśmy pod kolumnę zygmunta... zahaczając o krzyż :D takiego ubawu nie miałam od wieków :D istna sielanka, zabawa, śmiechy, chichy i atmosfera imprezy :D
9. kolumna zygmunta. czekaliśmy na masowiczów nocnych z Woydziem i Czajnikiem.
10. masa ruszyła - oczywiście zahaczając o krzyż :D
11. udaliśmy się w kierunku woli, ja do domu, a masowicze dalej.... :-)
niestety mięśnie w łydkach dawały sie czasem dać we znaki... :/ ale ich ból przechodził...