VII Memoriał Bercika
- DST 39.78km
- Teren 39.58km
- Czas 02:36
- VAVG 15.30km/h
- VMAX 36.53km/h
- Temperatura 25.0°C
- Kalorie 1000kcal
- Sprzęt Groszek
- Aktywność Jazda na rowerze
Edit: pierwsza porcja fot.
Edit dwa: kolejna porcja fot!
No dobra, jednak jakiś opis już zrobię. Ale na zdjęcia trzeba poczekać, aż ArteQ, Adrian i cała masa fotoreporterów się ogarnie :-) no i na wyniki też :P Ciekawa jestem, czy byłam ostatnia :D
Edit: byli wolniejsi ode mnie :-)
Do mojego dziurawego auta wchodzą 4 - osoborowery! Co prawda jeden rower jechał na dachu, ale gdybyśmy poświęcili więcej czasu na kombinowanie, to pewnie i by wszedł do środka :-)
Pojechaliśmy, odebraliśmy numerki i chipy i czekaliśmy. Alumexowa ekipa na dystans krótki, ja na długi. Bo jak już jechać pierwszy raz na maraton, to zaczynać z impetem :-)
No, o samym maratonie słyszałam same dobre rzeczy nie raz, ale zawsze kolidowało z terminem. W tym roku pierwszy raz mogłam, więc czemu nie spróbować? Ściganie się mnie kompletnie nie rajcuje, ale raz do roku można się poświęcić :P
Startowałam jako pierwsza i jedyna z ekipy naszej na długim dystansie. Miały być 3 kółka, ale zrobiłam 2, ale to zaraz wyjaśnię.
Pierwsze 3 km jechało mi się ogólnie słabo – cały ten tłum zapieprzał, a że odcinki były szutrowe i po piachu – kumany kurzu nie były fajne. Starałam się za tą czołówką zasuwać, ale wiedziałam o wąskim gardle na samym początku jak do lasu się wjeżdża, więc nie napierałam tak bardzo, bo z tym tłumem trzeba by było czekać aż się przejdzie. Bez sensu :)
Jechałam swoje, swoim tempem, prawdopodobnie jako jedna z ostatnich. Nie pojechałam tego wygrać, tylko się dobrze bawić :P
Niestety już na pierwszym okrążeniu czułam mięśnie w łydkach – ostatnio moja jedna z kilku bolączek na rowerze. Czułam że jak mocniej pociągnę i jak przekroczę granicę – skurcz gwarantowany. No ale się udawało. Nie mordowałam się podjeżdżaniem pod piaszczyste górki, tylko wchodziłam – żeby nie zamęczyć tych łydek.
Pierwsze okrążenie jechałam jeszcze za innymi, których miałam w polu widzenia – pierwsze ja, później on, później ja , później on… Jak spadł mi łańcuch to nawet dostałam ofertę pomocy :P ale dało radę samej, nie zaklinował się na szczęście :P
Dystans krótki wystartował 15 min po długim, i byłam pewna, że ArteQ, Adrian i Ewa mnie ścigną :D ArteQ zrobił to gdy byłam na swoim 14,5 km, Adrian gdy na liczniku miałam 16,9 km a Ewa wcale :D No ale Oni to zawodowi ścigacze, nie mam szans z Nimi :P
Pod koniec pierwszego kółka gościa, z którym tak się mijałam, zostawiłam w tyle i jechałam już sama sama. Nie zasuwałam ponad swoje siły, tylko jechałam. Już pod koniec mojego drugiego kółka zaczynali mnie wyprzedzać najszybsi z dystansu długiego. Zasada była taka, o ile zrozumiałam, że gdy lider wjeżdża na 3 kółko, to ci co są daleko w tyle już na nie nie jadą :P i całe szczęście…
A dlaczego szczęście? Bo prawie tuż przed metą, na końcówce mojego drugiego kółka, podjeżdżałam sporą górkę. Żeby ominąć długi piaszczysty podjazd, próbowałam swoich sił lasem, między drzewami po mchu. I to był błąd, trzeba było z roweru zejść i wejść po tym piachu jak człowiek…. Bo niestety moja największa obawa tego dnia – skurcz – sprawdziła się. Skurcz w prawej łydce z roweru ściągnął mnie na poziom tegoż mchu :/ Dawno nie miałam, ale najbliższe 3 dni będę kuśtykać :/ Efekt kurna odstawienia magnezu. Brałam ze 3-ce magnez, dopiero co skończyłam łykać pod koniec czerwca. Na magnezie było super – mogłam kręcić i kręcić i nic. Setki robiłam bez zająknięcia. A teraz się pieprzę, bo przy każdym większym wysiłku czuję że skurcz może mnie złapać :/
No więc skurcz mnie złapał, poleżałam troszkę na ściółce leśnej :P jakoś przeszedł, pokuśtykałam na górkę, wsiadłam na rower i pojechałam już powolutku na metę. Łatwiej jechać niż iść :D
A na mecie makaron, owoce i lody. Na dekorację trzeba było zaczekać, bo Ewa i ArteQ odbierali pucharki :-)
A potem było losowanie nagród od sponsorów i mi z tego losowania numerków też udało się coś wygrać :P Rzadko coś wygrywam…. :P Plastry się przydadzą :D
Stronka Maratonu
Dzień bardzo udany!
Edit dwa: kolejna porcja fot!
No dobra, jednak jakiś opis już zrobię. Ale na zdjęcia trzeba poczekać, aż ArteQ, Adrian i cała masa fotoreporterów się ogarnie :-) no i na wyniki też :P Ciekawa jestem, czy byłam ostatnia :D
Edit: byli wolniejsi ode mnie :-)
Do mojego dziurawego auta wchodzą 4 - osoborowery! Co prawda jeden rower jechał na dachu, ale gdybyśmy poświęcili więcej czasu na kombinowanie, to pewnie i by wszedł do środka :-)
No, ryzyk fizyk z bagażnikiem starszym niż ten samochód© annaw
4 wesołki© annaw
Dobra fura, sporo rowerów wchodzi!© annaw
Pojechaliśmy, odebraliśmy numerki i chipy i czekaliśmy. Alumexowa ekipa na dystans krótki, ja na długi. Bo jak już jechać pierwszy raz na maraton, to zaczynać z impetem :-)
Dla mnie zwycięski numer 37© annaw
Moje cudo :*© annaw
Jaka chudziutka jestem :D© annaw
Czekamy na start!© annaw
Laski :D© annaw
No, o samym maratonie słyszałam same dobre rzeczy nie raz, ale zawsze kolidowało z terminem. W tym roku pierwszy raz mogłam, więc czemu nie spróbować? Ściganie się mnie kompletnie nie rajcuje, ale raz do roku można się poświęcić :P
Startowałam jako pierwsza i jedyna z ekipy naszej na długim dystansie. Miały być 3 kółka, ale zrobiłam 2, ale to zaraz wyjaśnię.
Czekając na linii startu© annaw
I wystartowali© annaw
Pierwsze 3 km jechało mi się ogólnie słabo – cały ten tłum zapieprzał, a że odcinki były szutrowe i po piachu – kumany kurzu nie były fajne. Starałam się za tą czołówką zasuwać, ale wiedziałam o wąskim gardle na samym początku jak do lasu się wjeżdża, więc nie napierałam tak bardzo, bo z tym tłumem trzeba by było czekać aż się przejdzie. Bez sensu :)
Gdzieś tam na trasie 1© annaw
Jechałam swoje, swoim tempem, prawdopodobnie jako jedna z ostatnich. Nie pojechałam tego wygrać, tylko się dobrze bawić :P
Gdzieś tam na trasie 2© annaw
Niestety już na pierwszym okrążeniu czułam mięśnie w łydkach – ostatnio moja jedna z kilku bolączek na rowerze. Czułam że jak mocniej pociągnę i jak przekroczę granicę – skurcz gwarantowany. No ale się udawało. Nie mordowałam się podjeżdżaniem pod piaszczyste górki, tylko wchodziłam – żeby nie zamęczyć tych łydek.
Gdzieś tam na trasie 3© annaw
Pierwsze okrążenie jechałam jeszcze za innymi, których miałam w polu widzenia – pierwsze ja, później on, później ja , później on… Jak spadł mi łańcuch to nawet dostałam ofertę pomocy :P ale dało radę samej, nie zaklinował się na szczęście :P
Dystans krótki wystartował 15 min po długim, i byłam pewna, że ArteQ, Adrian i Ewa mnie ścigną :D ArteQ zrobił to gdy byłam na swoim 14,5 km, Adrian gdy na liczniku miałam 16,9 km a Ewa wcale :D No ale Oni to zawodowi ścigacze, nie mam szans z Nimi :P
Gdzieś tam na trasie 4© annaw
Pod koniec pierwszego kółka gościa, z którym tak się mijałam, zostawiłam w tyle i jechałam już sama sama. Nie zasuwałam ponad swoje siły, tylko jechałam. Już pod koniec mojego drugiego kółka zaczynali mnie wyprzedzać najszybsi z dystansu długiego. Zasada była taka, o ile zrozumiałam, że gdy lider wjeżdża na 3 kółko, to ci co są daleko w tyle już na nie nie jadą :P i całe szczęście…
A dlaczego szczęście? Bo prawie tuż przed metą, na końcówce mojego drugiego kółka, podjeżdżałam sporą górkę. Żeby ominąć długi piaszczysty podjazd, próbowałam swoich sił lasem, między drzewami po mchu. I to był błąd, trzeba było z roweru zejść i wejść po tym piachu jak człowiek…. Bo niestety moja największa obawa tego dnia – skurcz – sprawdziła się. Skurcz w prawej łydce z roweru ściągnął mnie na poziom tegoż mchu :/ Dawno nie miałam, ale najbliższe 3 dni będę kuśtykać :/ Efekt kurna odstawienia magnezu. Brałam ze 3-ce magnez, dopiero co skończyłam łykać pod koniec czerwca. Na magnezie było super – mogłam kręcić i kręcić i nic. Setki robiłam bez zająknięcia. A teraz się pieprzę, bo przy każdym większym wysiłku czuję że skurcz może mnie złapać :/
No więc skurcz mnie złapał, poleżałam troszkę na ściółce leśnej :P jakoś przeszedł, pokuśtykałam na górkę, wsiadłam na rower i pojechałam już powolutku na metę. Łatwiej jechać niż iść :D
Tuż przed samą metą© annaw
Ufffff, koniec!© annaw
A na mecie makaron, owoce i lody. Na dekorację trzeba było zaczekać, bo Ewa i ArteQ odbierali pucharki :-)
Kluchy, kluchy!!!© annaw
Bo jeśli chodzi o jedzenie, to nic nie może się zmarnować :-)© annaw
A potem było losowanie nagród od sponsorów i mi z tego losowania numerków też udało się coś wygrać :P Rzadko coś wygrywam…. :P Plastry się przydadzą :D
Idę odebrać wygraną :D© annaw
Nagrody :D© annaw
Stronka Maratonu
Dzień bardzo udany!
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj